Czas poboru
W wielu nadleśnictwach od początków grudnia, a w zasadzie już dużo wcześniej trwa czas poboru. Najpierw trwają żmudne przygotowania SIWZ, czyli specyfikacji istotnych warunków zamówienia, ogłaszanie, weryfikowanie, ocenianie. Potem jest ocena kandydatów, a w zasadzie ich ofert. Jeśli zaprocentuje nie tylko doskonała znajomość ustawy o zamówieniach publicznych (a inaczej być nie może) ale też szczęście i zwykła, ludzka wzajemna życzliwość - początkiem stycznia w każdym nadleśnictwie są podpisywane umowy na usługi leśne. Bo naturalnie nie chodzi tu o czas poboru do wojska, lecz o kontrakty na usługi leśne.
Na początku lat 90 XX wieku w trakcie tzw. „transformacji ustrojowej” dawni pracownicy leśni zatrudniani w nadleśnictwach zostali przedsiębiorcami. Powstały „zule” czyli zakłady usług leśnych. To właśnie te różnej wielkości firmy leśne są realizatorami wszelkich prac w lasach, które wykonują w oparciu o umowy podpisywane z nadleśniczym. Prace zlecają i odbierają leśniczowie. Umowy są zawierane zwykle na rok, choć w niektórych rejonach kraju stosuje się umowy kilkuletnie. Zasady rynku usług i przetargów, w ramach których wyłaniani są usługodawcy podlegają rygorom ustawy o zamówieniach publicznych. No i właśnie teraz są finalizowane umowy z przedsiębiorcami leśnymi, czyli używając wojskowej terminologii mamy czas poboru…
Skąd to wojskowe skojarzenie? Przecież przez lata leśnicy swoim wyglądem i zachowaniem bardzo przypominali oficerów
Leśne mundury ale także styl zarządzania na przestrzeni lat miał wiele wspólnego z wojskowym drylem. Z kolei na „zulowców”, szczególnie nie właścicieli, ale pracowników zakładów leśnych, czyli drwali, zrywkarzy, operatorów maszyn ale także „operatorów” siekier, tasaków czy szpadli, mówi się czasem „szara, leśna piechota”
Jednak nie chodzi tu o wojskowy rygor i wydawanie komend lecz o współpracę i odpowiedzialność. Bo każdy, kto ma pojęcie o gospodarce leśnej wie, że dobra współpraca pomiędzy gospodarzem lasu czyli leśniczym, a wykonawcą wszelkich prac, czyli zakładem usług leśnych to fundament istnienia trwałych i atrakcyjnych dla wszystkich lasów.
To ta szara piechota ścina drzewa i zamienia je w drewno, zrywa kłody i dłużyce, układa wałki i szczapy, sadzi nowe pokolenie lasu, pielęgnuje malutkie drzewka, a potem dojrzewające młodniki czy drągowiny. To „zulowcy” sprzątają śmieci w lesie, konserwują a czasem budują miejsca postoju, wiaty edukacyjne, porządkują drogi pożarowe, a w razie potrzeby dogaszają i dozorują pożarzyska. Pracują o różnych porach dnia i nawet nocy, czasem bez względu na warunki atmosferyczne. Razem, ramię w ramię z leśnikami i są to partnerskie zasady współpracy.
Choć, jak to bywa przy intensywnej i odpowiedzialnej pracy, czasem zdarzają się różnice w poglądach i konflikty. Leśniczy chciałby wykonać wszystkie zadania terminowo, jak najdokładniej i jak najtaniej, a zulowiec chciałby jak najwięcej zarobić przy najmniejszych kosztach. Widać jednak po coraz piękniejszych i zasobniejszych lasach, że można pogodzić te pozornie różne oczekiwania i jest to zgodna oraz udana współpraca.
Jak zawsze należy kierować się zasadą czy nawet filozofią „złotego środka”. Filozofia "złotego środka" wymaga według mnie wielkiej mądrości życiowej polegającej na zachowywaniu spokoju i równowagi ducha, opanowywaniu namiętności i ostrożnym przyjmowaniu sukcesów oraz porażek. Bo przecież zawsze są i sukcesy, i porażki, to normalny element naszego życia i pracy. Jedne i drugie trzeba przyjmować ze spokojem.
To bardzo ważna umiejętność, chyba niezbędna dla zarządzania tak cennym dziedzictwem jak las. Konieczna też dla pogodzenia interesu przyrody ( który reprezentować powinien leśniczy) i interesu rynkowego bo nim zwykle kieruje się zulowiec jako przedsiębiorca. Można tu wzorować się na wielu mędrcach i filozofach albo kierować się własnymi zasadami, choć na ich wypracowanie należy dać sobie zwykle sporo czasu. Po ponad 30 już latach pracy z ludźmi mam naturalnie własne doświadczenia i zasady, ale dla mnie wzorem jest tu po części Horacy i Arystoteles.
Filozofię Horacego dobrze ilustruje jego słynna maksyma: „carpe diem” („chwytaj dzień”). Oznacza ona, że należy wykorzystywać w pełni każdy dzień życia i cieszyć się chwilą. Po co zatem kłócić się, udowadniać swoją wyższość za wszelką cenę i tracić dobrą energię? Choć czasem, niestety, tak bywa na styku leśniczy- zulowiec. Są to jednak nieliczne przypadki.
Mam, podobnie jak wielu leśniczych, wielki szacunek dla ludzi lasu. Wielu już ich spotkałem poznałem w codziennej pracy na swojej życiowej i zawodowej drodze. Właśnie kolejny zakład usług leśnych podpisuje umowę z „moim” nadleśnictwem, czyli niebawem zakończy się czas poboru. Pozostanie ustalenie szczegółowych zasad codziennej współpracy, uzgodnienia z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy, dobrej organizacji wszelkich prac, realizacji zasad certyfikacji gospodarki leśnej i wielu innych detali współpracy . Wymaga to sporej ilości dokumentów
Zapewne rzadko zastanawiamy się nad pracą i motywacją do pracy drwali i zrywkarzy, pracowników „zula” odnawiających i pielęgnujących las, wykonujących czyszczenia czy trzebieże. W deszczu i upale, latem i zimą targają ciężkie wałki drewna, pracują fizycznie w roju much, meszek i komarów, są gryzieni przez kleszcze.
Z pewnością nie są krezusami finansowymi, ale często razem pracuje ojciec z synem i obaj nie wyobrażają sobie innej pracy niż „zulowanie”.
Bo przecież należy zdać sobie sprawę z tego, że oni tak jak leśnicy, kochają swoją pracę i mają do niej powołanie. W tym momencie może się ktoś uśmiechnąć pod nosem mrucząc: „no bez przesady! Powołanie jest potrzebne do szpadla czy siekiery?” Ale jeśli ktoś sam klejącą od żywicy ręką chwycił szpadel lub siekierę, lub przynajmniej miał okazję uścisnąć twardą dłoń drwala i chwilę z nim porozmawiać, to zrozumie o czym myślę. Praca „leśnej piechoty” choć mało eksponowana, trudna, niebezpieczna ( np. w ubiegłym roku było wyjątkowo dużo wypadków w lasach, więcej niż choćby w górnictwie), realizowana w różnych porach dnia i w każdych warunkach atmosferycznych ma dla lasów ogromne znaczenie.
Bez tych, którzy właśnie są na etapie poboru niewiele można konkretnie zdziałać w lesie. Bo zarządzając ponad tysiącem, a często też ponad dwoma tysiącami hektarów trzeba mieć rzetelnego wykonawcę szerokich zadań gospodarki leśnej. Nie jest to łatwa działalność, to oczywiste. To wszystko co zaplanuje i zleci leśniczy każdego z ponad 5 tysięcy leśnictw Lasów Państwowych „zulowiec” musi dokładnie wykonać w ustalonym terminie. Konieczna jest przy tym wiedza i racjonalne działanie, bo trudno bezpośrednio nadzorować i „patrzeć na ręce” każdego pracownika leśnego. Mnogość zadań leśniczego wymaga od niego bardzo dobrej organizacji pracy i umiejętności współpracy, szczególnie właśnie z wykonawcami prac leśnych
Dobra współpraca polega głównie na dążeniu do kompromisu. Znowu wrócę zatem do idei „złotego środka” i szczęśliwego kompromisu.
Warto wzorować się na lepszych, na ich powiedzenia i nie są to tylko cytaty potrzebne w szkolnych wypracowaniach czy studenckich pracach. Pamiętacie co mawiał Konfucjusz? Powiedz mi, a zapomnę. Pokaż mi, a zapamiętam. Pozwól mi zrobić, a zrozumiem. Z mojej praktyki wynika, że to myśl idealnie pasująca do relacji leśniczy-pracownik leśny…
A jak osiągać kompromisy? Spójrzmy na myśl Arystotelesa, który twierdził, że aby móc osiągnąć szczęście, nie wolno popadać w skrajności. Zarówno ze strony „oficera” leśniczego wydającego polecenia, jak ze strony „żołnierza” zulowca wypełniającego zlecenie. Ich interesy są pozornie różne ale cel ten sam. Najlepszym wyjściem jest właśnie znalezienie pewnego kompromisu między nimi. Etyka Arystotelesa to etyka umiarkowania oraz zdrowego rozsądku. Dlatego na początku współpracy, po zakończonym „poborze” leśniczy i zulowiec zgodnie z obowiązującym prawem, instrukcjami i zasadami ale przede wszystkim zgodnie ze zdrowym rozsądkiem ustalają reguły wspólnych działań. Potem ruszają w las drwale, ciągniki i maszyny
Leśniczy, który stuka w klawiaturę rejestratora czy komputera odbierając wykonane prace i zulowiec, który często naprawia sfatygowany cenny sprzęt zwykle nie zaglądają do dzieł Horacego czy Arystotelesa. Ale czasem nawet nieświadomie stosują się do tych klasycznych zasad. Mają przecież własną, życiową mądrość i kierując się nią oraz miłością do lasu potrafią zgodnie współpracować. Efekty tej współpracy może ocenić każdy z nas podczas nawet krótkiej wyprawy do lasu, mając naturalnie minimum wiedzy o tym, jak zarządza się współcześnie lasem. Pracy leśników i „zulowców” przyglądajmy się jednak z daleka, respektując zalecenia ostrzegawczych tablic, no i pewnie krótko, bo póki co, mamy białą zimę i siarczyste mrozy.
Leśniczy Jarek –lesniczy@erys.pl