Cisza prawie zimowego lasu i coraz bardziej intensywny zapach świąt
Dziś sobota i to jedna z nielicznych, którą można nazwać w pełni wolną sobotą, bo nie obarczona wiążącym terminem zmuszającym do wyjazdu z domu czy jakimś pilnym obowiązkiem. Jak dobrze… Wróciłem właśnie z sadu i ogrodu, gdzie przygotowałem najbardziej wrażliwe rośliny do nadejścia zimy. Przywiozłem wcześniej z lasu, gdzie zakończyła się niedawno jesienna trzebież późna, nieco sosnowych gałązek i razem z leśniczyną Renią okryliśmy nimi krzewiącą się lawendę, hortensje, budleje, w której kochają się motyle. Przed domem schowałem przed mroźnym wiatrem ciepłolubnego klona i zaprosiłem pingwina, aby otoczył opieką judaszowca
Dziś sobota i to jedna z nielicznych, którą można nazwać w pełni wolną sobotą, bo nie obarczona wiążącym terminem zmuszającym do wyjazdu z domu czy jakimś pilnym obowiązkiem. Jak dobrze… Wróciłem właśnie z sadu i ogrodu, gdzie przygotowałem najbardziej wrażliwe rośliny do nadejścia zimy. Przywiozłem wcześniej z lasu, gdzie zakończyła się niedawno jesienna trzebież późna, nieco sosnowych gałązek i razem z leśniczyną Renią okryliśmy nimi krzewiącą się lawendę, hortensje, budleje, w której kochają się motyle. Przed domem schowałem przed mroźnym wiatrem ciepłolubnego klona i zaprosiłem pingwina, aby otoczył opieką judaszowca
Judaszowiec to krzew lub niewielkie drzewko, które według tradycji swoją nazwę zawdzięcza Judaszowi, który podobno powiesił się gałęzi właśnie tego drzewa. Nie spotkamy go, niestety, w polskim lesie bo jego ojczyzną jest Ameryka Północna. Młode egzemplarze cierpią od mrozu, a zatem już dziś zabezpieczyłem go w ubranko z fliseliny przypominające pingwina. Jednak w naszym lesie spotkamy podobnego do niego wawrzynka wilczełyko. Co łączy te rośliny? Ich wspólną cechą jest to, że wczesną wiosną, przed rozwojem liści przepięknie zakwitają. Judaszowiec pokrywa się pięknymi, różowymi kwiatami, które wyrastają z pędów, a nawet bezpośrednio z pnia.
Należy do rodziny bobowatych, a jego kwiaty są jadalne. Po przekwitnięciu judaszowiec pokrywa się pięknymi, przebarwiającymi się na cytrynowo żółty kolor liśćmi, przypominającymi liście lipy. Rosnący w naszych lasach, dość rzadko spotykany i podlegający ochronie wawrzynek wilczełyko jest z kolei rośliną trującą. Zjedzenie np. kilku apetycznie wyglądających, czerwonych owoców może okazać się śmiertelne. Ale to nie czas na kwiaty i owoce, bo przecież niepostrzeżenie zawitał do nas grudzień. Warto jednak bliżej poznać judaszowca i wawrzynka wilczełyko.
Trzeba także mieć świadomość, że choć w otaczającej nas przyrodzie, w lasach, na łąkach i polach widać jeszcze ostatnie akordy jesieni, to pojawienie się grudnia na kartach kalendarza zapowiada czającą się wokół Panią Zimę.
Często przestrzegam, że nie można przegapić wiosny, bo jest ulotna i szybko mija. Warto również śledzić przełom jesieni i zimy, zatrzymać się chwilę i rozejrzeć wokół siebie, bo nic nie zdarza się dwa razy. Wbrew pozorom szara, często zapłakana deszczem jesień i pierwsze dni zimy, gdy nieprzyzwyczajeni do chłodu i przenikliwych wiatrów niechętnie wychylamy nos z domu jest także ciekawa. Jesień, nawet już taka późna, grudniowa to czas wędrówek ptaków i okres przygotowania zwierząt do zimy. Jeszcze w piątek widziałem parę żurawi
Stały w zadumie na łące oddalonej o kilometr od Pszczewa. Pewnie są już w podróży, bo dziś już sypnęło solidnie śniegiem. Na razie szybko topi się ale z pewnością już niedługo na dłużej pokryje lasy i pola, a jesień 2017 odejdzie do wspomnień. Świadczą o tym coraz bardziej malownicze przymrozki:
Zimy wypatruje już nastroszony z powodu chłodu myszołów, który obserwuje przemykające tu i tam polne myszy oraz krogulec, który coraz częściej zapuszcza się bliżej ludzkich domostw w ślad za drobnymi ptakami
Drapieżne ptaki spotykam teraz często w pobliżu zabudowań. Pojawiają się tam odlatujące błotniaki, raczej osiadłe myszołowy, krogulce, czasem szybkim lotem przemknie kobuz, a hodowców gołębi martwi widok jastrzębia. Także bliżej ludzi przeniosły się drobne ptaki, poszukujące nasion chwastów na miedzach i ugorach
Już coraz rzadziej widać wędrujące żurawie oraz słychać nawoływania kluczy dzikich gęsi na grudniowym niebie. Czasem przysiadają na polach skubiąc oziminę lub nocują na środku pszczewskiego jeziora, szczególnie podczas mgły, a rano ruszają w drogę z wielkim hałasem. Widuję jeszcze kormorany i tracze, któregoś dnia przemknął mi rzadki rybołów, czasem pojawi się bielik, wzbudzając popłoch wśród łysek.
W pobliżu domów widać teraz także zwierzęta, które latem kryją się tylko w lesie. Kręcą się lisy, które chętnie wykorzystują ludzkie skłonności do marnowania żywności i zaglądają do śmietników, podobnie jak dziki zaglądające na przedmieścia, czasem nawet w środku wsi można spotkać sarny
Na polach pusto i szaro i panuje tam zupełna cisza. Nie ma tam przecież karmy dla zwierząt i ptaków. Czasem tylko smutny krajobraz ubarwi tęczowa barwa bażanta:
Wokół domu coraz więcej ptaków, mazurki i sikory dopominają się o słonecznik, „pyzy” i słoninkę, a dzwoniec sprawdza czy w karmniku pojawiło się coś smakowitego
W lesie teraz wilgotno, mgliście i czasem dżdżyście. Panuje tam prawie absolutna cisza, którą tylko czasem przerwie nawoływanie dzięcioła dużego, popiskiwanie stada sikor, raniuszków lub chrobotanie sosnowej kory, której zakamarki przeszukuje pełzacz leśny. Czasem radośnie zakrzyknie dzięcioł zielony, gdy już posilony wychyli się z rozkopanego mrowiska
Drwale kończą zaplanowane na ten rok trzebieże i usuwają skutki huraganowych wiatrów, choć wiele nadleśnictw pozostawiło główne prace na styczeń. Nie wolno przecież przekroczyć ustalonego rocznego limitu pozyskania drewna, który wciąż wydaje się za mały drzewiarzom i przedstawicielom przemysłu, a za duży tym, którzy nazywają się ekologami. Na terenach najbardziej dotkniętych huraganem, w tym w Borach Tucholskich, o których opowiadałem niedawno, praca wre nieprzerwanie, a leśnicy wyglądają mrozów, które są szansą na poprawienie utopionych w błocie dróg wywozowych.
Leśnicy rękami „zulowców” naprawiają także ogrodzenia upraw, wieszają budki lęgowe, zabezpieczają niektóre drzewa przed strugami bobrów, których pogłowie radykalnie wzrosło. Wszystkie zręby, które będą sadzone wiosną są już zaorane i chłoną wilgoć jesiennych deszczy oraz pierwszych przymrozków. Na odpoczynek i nudę nie ma miejsca, nawet w najbardziej deszczowe dni. Ludzie dopytują się już o choinki, gałązki na dekoracje świąteczne i o jemiołę. Zaczyna pachnieć świętami. Dotarło to do mnie wyraźnie przed kilkoma dniami.
Gdy wracałem do domu, zobaczyłem się kręcącą w jego pobliżu wiewiórkę
Pewnie skusił ją płynący z domu zapach orzechów. Ale to nie dla Ciebie ruda baletnico! Zapach świąt to zapach świerkowych łapek, sosnowej żywicy, smażonych i wędzonych ryb ale także piernika. Oczywiście nie chodzi tu o pierniczki kupione w sklepie lecz tradycyjny, staropolski piernik, który właśnie upiekła leśniczyna Renia. Dla mnie to jest właśnie najbardziej charakterystyczny i dominujący zapach świąt. Mam nadzieję, że będzie to także pamiętny zapach dla naszych dzieci i wnuków. Piernik Reni pachnie, smakuje i wygląda znakomicie
Spróbujcie sami, a z pewnością będzie to stały bywalec świątecznego stołu w waszych domach. Sekret receptury i sposobu przygotowania tradycyjnego piernika staropolskiego leśniczyna Renia uzyskała od Grzegorza Russaka- wielkiego znawcy polskich kulinariów i tradycji, przyjaciela naszego domu. Grzegorz zaleca go upiec co najmniej 4 tygodnie przed świętami, bo piernik dojrzewa i zmienia smak na lepszy, coraz lepszy oraz w stosownej ilości, bo nie można powstrzymać się przed jego przedświątecznym podjadaniem.
Oto przepis na smak i zapach świąt , czyli piernik staropolski:
W rondelku na kuchni podgrzewamy trzy szklanki miodu i szklankę cukru. Dodajemy mielone przyprawy piernikowe, to znaczy: 2 łyżki stołowe goździków, łyżeczkę od herbaty świeżo tarkowanej gałki muszkatołowej, łyżeczkę pieprzu mielonego, 2 łyżki stołowe dobrego kakao. Dodajemy tabliczkę czekolady, jak wszystko się połączy - studzimy. Zawartość rondelka wlewamy do makutry, ucierając dodajemy mąkę - zmieszane dwie szklanki mąki pszennej i dwie szklanki mąki żytniej, do tego dodajemy 6 jaj, 25 dag masła oraz 4 łyżki oliwy. Wybijamy to przez pół godziny, aby na końcu dodać bakalie, obtoczone w mące, aby nie opadły na dno w cieście: orzechy, rodzynki, pokrojone figi (po 20dkg) i łyżkę czubatą od herbaty sody rozpuszczonej w kieliszku mleka (ok. 150ml). Gdy ciasto jest rzadkie, dosypujemy mąki pszennej do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. Wlewamy ciasto na dwie blachy i pieczemy w niezbyt gorącym piekarniku (170 stopni) 1-1,5 godziny. Pamiętajmy, że piernik im starszy, tym lepszy. W dniu Wigilii możemy przełożyć go kremem lub polać czekoladą.
Coraz bliżej święta, pamiętajcie o dokarmianiu ptaków, a w razie potrzeby także pomocy dla zwierząt i zabierajcie się do przygotowania świątecznego piernika, bo coraz bliżej święta. Do zimowego lasu wybierzcie się nie tylko wypatrując choinki, bo tę łatwiej nabyć w punkcie sprzedaży nadleśnictwa lub jednej z wielu plantacji czy sklepów lecz obserwować przyrodniczy przełom jesieni i zimy.
Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl