Borsuk w sadzie leśniczego

W ostatnich dniach wolne chwile spędzam w ogrodzie i na podwórzu leśniczówki. Pracy nie brakuje, bo moja leśniczówka położona jest na ponad 60 arowej działce, pośród starych lip, dębów i topól. Trzeba kosić trawę, grabić liście, przycinać krzewy itp. Obok jest 40 arowy sad pełen drzew owocowych starych odmian, które co jakiś czas uzupełniam i odmładzam. Posadziłem tam znanego Wam już derenia jadalnego, sporo porzeczek i piękne leszczyny. Teraz jesienią trzeba korzystać z darów Natury i robić zapasy na zimę:
27.09.2011

W ostatnich dniach wolne chwile spędzam w ogrodzie i na podwórzu leśniczówki. Pracy nie brakuje, bo moja leśniczówka położona jest na ponad 60 arowej działce, pośród starych lip, dębów i topól. Trzeba kosić trawę, grabić liście, przycinać krzewy itp. Obok jest 40 arowy sad pełen drzew owocowych starych odmian, które co jakiś czas uzupełniam i odmładzam. Posadziłem tam znanego Wam już derenia jadalnego, sporo porzeczek i piękne leszczyny. Teraz jesienią trzeba korzystać z darów Natury i robić zapasy na zimę:

a751.jpg

Któregoś dnia, gdy schodziłem z wierzchołka starej jabłoni o wysokości dwóch najdłuższych drabin usłyszałem szczekanie mojego jagdteriera. "Pewnie Amigo wynalazł gdzieś jeża w suchych liściach" – pomyślałem. To jedno z jego ulubionych zajęć. Gdy coś robię wokół domu, ten gania po wszystkich zakamarkach i zawsze coś wywęszy. Wieczorami leży zwykle obok i chodzi za mną krok w krok.. Cóż, jak to przyjaciel:

a752.jpg

 

Ale tym razem szczekanie psa brzmiało tak samo jak wtedy, gdy głosi w lesie grubą zwierzynę. Cóż on tam wynalazł? Może jenot albo lis gdzieś się tu zaszył? Poszedłem sprawdzić. Amigo ucieszony moim zainteresowaniem ruszył ostro w najbardziej zakrzaczoną część sadu. Zobaczyłem wielką łachę żółtego piasku i okno, czyli wejście do nory. Amigo właśnie nurkował w czeluściach nory... Od razu „skumałem" kto tam mieszka. Widziałem ślady jego bytności w sadzie już od miesiąca. Idealnie okrągłe dziury, wyglądające tak, jakby ktoś włożył grubą rurę w ziemię. Obok resztki plastrów i szarej „celulozy" z gniazd os. Na gliniastej ziemi widoczne były charakterystyczne tropy z solidnymi pazurami. Przypominają miniaturę tropów niedźwiedzia. To borsuk- inaczej jaźwiec:

a754.jpg

 ( Fotografia pochodzi z agrrafka.pinger.pl ) Ten nasz największy przedstawiciel łasicowatych czasem jest nazywany przez dzieci  skunksem, z racji czarnych, szerokich pręg na bokach głowy. Jest srebrzystoszaryszary, spód i łapy ma czarne. Tułów bardzo masywny, krępy, zwierzak sprawia wrażenie nieporadnego tłuściocha. Nic podobnego, jest sprawny i szybki. Idąc wolno przelewa się z boku na bok i przypomina małego niedźwiedzia. Wydaje dziwne odgłosy: mruczy, sapie, chrząka, a gdy jest „wnerwiony" chrząka jak dzik. Niejeden wieczorny turysta najadł się strachu myśląc, że jest to niewiadomo co... Wiele borsuków ginie, niestety, na naszych drogach pod kołami samochodów.

Jaźwiec jest w sumie pożytecznym zwierzakiem i raczej nie wyrządza szkód, bo zjada głównie dżdżownice, ślimaki, drobne gryzonie, płazy, bardzo lubi zawartość gniazd os i trzmieli oraz owoce. W zależności od pory roku i dostępności pokarmu zmienia dietę, bo zimą przeważa pokarm zwierzęcy, a latem i jesienią zjada owoce, nasiona, bulwy i kłącza roślin. Zimą borsuk zapada w sen, tak jak niedźwiedź i wiewiórka, stąd pewnie w moim sadzie, w sąsiedztwie apetycznej spiżarni wykombinował sobie zimową norę.

 Mój Amigo nie zachwycił się tym pomysłem, wręcz przeciwnie... Gdy zorientowałem się, że łacha piasku pochodzi z okna borsuczej nory natychmiast usiłowałem go złapać. Ale jagteriery słyną z nieokiełznanego temperamentu. Pies wpadł do nory i rozpoczęła się podziemna walka. Łomot, dudnienie, warczenie borsuka i jazgot psa. Wołałem go, ale na próżno. Jednak po chwili zobaczyłem „antenę", czyli krótki ogon psa. Nie zdążyłem jednak go złapać, a ten nabrał powietrza i na nowo ruszył na borsuka. Po chwili gwałtownej walki usłyszałem skowyt psa i zapadła cisza...

 "Chyba borsuk go zadusił!"- przestraszyłem się. "Trzeba go ratować". Pobiegłem szybko po łopatę i zacząłem kopać w twardej glinie. Po kilku chwilach złamałem szpadel na jakimś korzeniu. Pobiegłem po inny. "Przecież mój Amigo o ile nie udusił go borsuk, sam udusi się z braku tlenu w tej norze". Wiem, że borsuk potrafi zakopać intruza, a sam czmychnąć innym, zapasowym oknem. Akurat nadszedł mój kolega, a zatem we dwójkę wzięliśmy się ostro za kopanie. Każda chwila była cenna.

a755.jpg

 Pot lał się z nas ale po około 40 minutach zobaczyłem w mroku nory „antenkę" Amigo. Położyłem się i wyciągnąłem na całą długość. Udało się dosięgnąć do psiego ogona! Wyciągnąłem zakrwawionego psiaka:

a753.jpg

Na szczęście żywego, choć przeprawa z borsukiem sporo go kosztowała. „Leciał mi" przez ręce, ale po chwili stanął na nogach. Miał zakrwawiony bark, podziurawione i oberwane ucho oraz  cały był ubabrany w glinie. Opatrzyłem go szybko, wyczyściłem, obmyłem rany po borsuczych pazurach i kęsach (kłach) oraz podałem mu środek przeciwgorączkowy. Był nieźle poturbowany, ale łypał na mnie łobuzerskim wzrokiem. To nie pierwszy raz. Gryzł się kiedyś z lisem i siedział w norze ponad 2 godziny. Innym razem walczył z lisem w naszym kurniku.

 Patrzył na mnie i moje zabiegi pielęgniarskie z wyraźną wdzięcznością. Przyjaciół poznaje się przecież w potrzebie. W końcu Amigo - to znaczy przyjaciel... Po dwóch dniach rekonwalescencji  był zdrów jak rydz. Zabarykadowałem mu jednak wejście na ogród. Ale Amigo ma swoje ścieżki i podkopy pod każdym ogrodzeniem. Na wszelki wypadek sprawdziłem norę. Nie było świeżych tropów. Borsuk wyprowadził się z mojego sadu. Chyba się obraził...

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl.