Co się teraz dzieje w Puszczy?

W Puszczy Białowieskiej zamarło nie 5 proc. drzew, a już ok. 8 proc., tak wynika z szacunków naukowców prowadzących projekt ForBioSensing. Niestety, błyskawicznie przybywa kolejnych martwych drzewostanów.
16.06.2017 | Krzysztof Trębski, Zespół ds. Mediów DGLP

W Puszczy Białowieskiej zamarło nie 5 proc. drzew, a już ok. 8 proc., tak wynika z szacunków naukowców prowadzących projekt ForBioSensing. Niestety, błyskawicznie przybywa kolejnych martwych drzewostanów.

Organizacje ekologiczne twierdzą, że zamieranie drzewostanów jest  procesem ograniczonym co do skali, niemającym większego wpływu na ten kompleks leśny, a leśnicy wyolbrzymiają go, by mieć pretekst do większych cięć. Tymczasem, jak wynika z szacunków naukowców z IBL prowadzących w Puszczy projekt ForBioSensing, dziś martwych jest tam już przynajmniej 8 proc. drzew i błyskawicznie przybywa kolejnych. W trzech puszczańskich nadleśnictwach w ciągu pięciu lat zamarły drzewostany na powierzchni ok. 7,2  tys. ha.

Leśnicy chcą ratować Puszczę Białowieską
- list dyrektora generalnego LP Konrada Tomaszewskiego

Taki rozmiar zjawisk klęskowych można zbyć wzruszeniem ramiom w przypadku ogromnych lasów naturalnych, ale nie niewielkiej „wyspy”, jaką jest Puszcza Białowieska, na dodatek istotnie przekształconej przez człowieka. Trudno też uznać nagłe i realne zagrożenie bytu całego gatunku – świerka, nawet jeśli był tam w nadreprezentacji, za coś obojętnego dla stanu Puszczy i innych gatunków w niej obecnych.

Skoro, zdaniem aktywistów, liczba martwych drzew jest nieznaczna i nie zaburza równowagi ekosystemu Puszczy Białowieskiej, to jak mogą oni jednocześnie twierdzić, że likwidacja skutków tej „zwyczajnej” gradacji kornika będzie równoznaczna z wycięciem Puszczy i jej zagładą?

  Nadleśnictwo Białowieża udostępnia kolejne szlaki turystyczne na terenie Puszczy Białowieskiej. Jednak warto pamiętać, że nie cały teren Puszczy jest bezpieczny.

Dowodów nie ma, ale są
Aktywiści ekologiczni podają tezy o naturalności kolejnych gradacji kornika w Puszczy, ich samoistnym wypalaniu się i braku dowodów na skuteczność walki z nimi. Tylko że białowiescy leśnicy od początku mówią, że to nie gradacja kornika sama w sobie jest problemem, lecz jej skala, największa od lat 20. XX w.

W najbardziej dotkniętym gradacją Nadleśnictwie Białowieża do 170 pułapek feromonowych odłowiono w 2015 r. 155 litrów korników, w 2016 r. – 205 litrów, a w tym roku zaledwie przez trzy dni na początku maja aż 164 litry.

W Nadleśnictwie Białowieża co roku pozyskiwano wszystkie świerki zasiedlone przez korniki, nie pozwalając rozwinąć się gradacji. Sytuacja była zmienna (w latach 2003–2011 wyznaczano od 1,6 do 25 tys. m sześc. zasiedlonych świerków rocznie), lecz stabilna i kontrolowana. Podobnie było w Browsku i Hajnówce.

Dopiero wejście w życie nowych PUL dla puszczańskich nadleśnictw w 2012 r. odmieniło sytuację. Pod naciskiem organizacji pozarządowych resort środowiska radykalnie zmniejszył możliwą do pozyskania ilość drewna i wyłączył z użytkowania kolejne powierzchnie, co uniemożliwiło leśnikom usuwanie odpowiedniej liczby zaatakowanych drzew, by ograniczyć przerzucanie się kornika na jeszcze zdrowe.

Już w 2013 r. w Nadleśnictwie Białowieża wyznaczono 55 tys. m sześc. zasiedlonych świerków, potem blisko 117 tys. m sześc., w następnym roku prawie 152 tys. m sześc. Ten skokowy wzrost trwa do dziś.

Wbrew temu, co twierdzą organizacje ekologiczne, fakty świadczą o tym, że dzięki cięciom sanitarnym leśnicy byli w stanie utrzymywać równowagę korzystną dla różnorodności biologicznej w Puszczy Białowieskiej.
Od początku lawinowej gradacji w 2012 r. do końca kwietnia tego roku w trzech puszczańskich nadleśnictwach kornik zaatakował 834 tys. drzew (ok. 1 mln m sześc.), a usunięto ich w tym czasie tylko nieco ponad 160 tys., bo na więcej nie pozwoliły plany urządzenia lasu. Kolejne połacie Puszczy zamierały nie z powodu nieskuteczności cięć sanitarnych, lecz ich braku.

Po pierwsze bezpieczeństwo
Presja ekologów doprowadziła do spętania rąk leśnikom i eksplozji gradacji, obecnie środowiska ekologiczne przekonują, że na walkę z kornikiem jest za późno, trzeba Puszczę zostawić samą sobie i obserwować „procesy naturalne”. Lecz leśników nadal obowiązują konsultowane społecznie plany urządzenia lasu (w przypadku Browska i Hajnówki w formie niezmienionej od 2012 r.), plan zadań ochronnych dla obszaru Natura 2000 Puszcza Białowieska, ustawa o lasach czyniąca nadleśniczych odpowiedzialnymi za powierzone im lasy, szereg przepisów o bezpieczeństwie publicznym itd.

Co się obecnie dzieje w Puszczy? Nadleśnictwa wykonują decyzję nr 51 dyrektora generalnego LP z dnia 17 lutego 2017 r. (będącą z kolei realizacją polecenia ministra środowiska), usuwając w pierwszej kolejności te martwe świerki, które ze względu na lokalizację przy drogach i ścieżkach są zagrożeniem dla odwiedzających las oraz zwiększają ryzyko pożarowe, we wszystkich drzewostanach bez względu na klasę wieku. Incydentalnie mogą to być też drzewa innych gatunków (np. uszkodzone przez łamiące się świerki, zawieszone nad drogami). Każdorazowo drzewa wyznaczają na miejscu leśniczowie.

Nadleśniczowie nie mogą natomiast – jak chcieliby aktywiści ekologiczni – zamiast usuwać takie zagrożenie, tylko wprowadzać krótkie zakazy wstępu do danego miejsca np. w czasie silnego wiatru. Po pierwsze, nie zwolni ich to z odpowiedzialności prawnej w razie nieszczęścia. Po drugie, porównania do parków narodowych są nietrafione – w przypadku puszczańskich nadleśnictw zwiększone ryzyko dotyczy tysięcy hektarów na obszarze, który jest powszechnie dostępny. Ruch nie jest tu skanalizowany jak w parkach, ogłoszenie o zamknięciu ścieżki lub dwóch nie rozwiąże problemu.

Leżące martwe drewno jest pozostawiane w lesie. W rezerwatach (tzw. II strefa UNESCO) oraz tzw. strefie referencyjnej ścinane są tylko te stojące martwe drzewa, które stwarzają zagrożenie dla ruchu na szlakach oraz zagrożenie pożarowe, ale są pozostawiane na miejscu do naturalnego rozkładu.

 W trzech puszczańskich nadleśnictwach w ciągu pięciu lat zamarły drzewostany na powierzchni ok. 7,2  tys. ha.

Wyjątkiem jest Rezerwat Szafera przy drodze Hajnówka–Białowieża, skąd martwe drewno jest usuwane według zalecenia RDOŚ (ilość nagromadzona wcześniej zaspokaja w pełni potrzeby przyrodnicze, a obecny nadmiar zwiększa ryzyko pożaru).  W pozostałych drzewostanach oprócz martwych drzew stanowiących zagrożenie pozyskiwane są też zasiedlone świerki. Są okorowywane lub wywożone z lasu i trafiają na składnice przejściowe albo od razu do nabywcy, jeśli taki się znalazł.

Natomiast w tzw. IV strefie UNESCO dodatkowo realizowane są cięcia w ramach zaplanowanych w PUL zabiegów hodowlanych i rębnych.

W puszczańskich nadleśnictwach pracują teraz pilarze oraz kilka harwesterów. Warto wyjaśnić, że użycie maszyn zwiększa bezpieczeństwo osób pracujących w zamarłych drzewostanach, a mały nacisk na grunt, niski poziom hałasu i szybkie tempo prac tych pojazdów czyni je mniej uciążliwymi dla przyrody.

Plan do wykonania
Czy leśnicy w Puszczy Białowieskiej wycinają nie tylko zasiedlone albo martwe już świerki? Tak, głównie w Browsku i Hajnówce. W nadleśnictwach obowiązują przecież aktualne plany urządzenia lasu na lata 2012–2021. Przykładowo Nadleśnictwo Browsk w maju poza świerkami pozyskało 1880 m sześc. sosny w ramach usuwania drzew zasiedlonych przez przypłaszczka oraz zaplanowanej trzebieży wczesnej, z trzebieży pochodziło też ok. 300 m sześc. drewna liściastego (trafiło na opał dla mieszkańców).
W Białowieży skala prac związanych z zabezpieczaniem szlaków jest tak duża, że planowe czyszczenia i trzebieże są ograniczone do minimum, ale i tu pozyskuje się małe ilości brzozy, grabu, dębu, klonu, olszy czy osiki. Wszystkie cięcia są zgodne z PZO dla obszaru Natura 2000 Puszcza Białowieska; jest on spójny z planami urządzenia lasu trzech puszczańskich nadleśnictw.

Ptaki na sztandarach
Ostatnio dużo emocji budzi  „wycinka w okresie lęgowym ptaków”, którą Lasy Państwowe mają prowadzić bezprawnie. Jest to mocno akcentowane w kontekście Puszczy Białowieskiej, ale dotyczy przecież wszystkich lasów.

W nowelizacji ustawy o lasach z 16 grudnia zeszłego roku uznano, że gospodarka leśna prowadzona zgodnie z wymaganiami dobrej praktyki co do zasady nie narusza zakazów dotyczących ochrony gatunkowej roślin, grzybów i zwierząt, wskazanych w art. 51 i 52 ustawy o ochronie przyrody (w nich zresztą przewidziano możliwość wprowadzenia odstępstw „związanych z prowadzeniem racjonalnej gospodarki leśnej, jeżeli technologia prac uniemożliwia przestrzeganie zakazów”). Wśród rozlicznych zakazów są m.in. zakazy niszczenia gniazd, jaj, siedlisk, płoszenia itp. Wspomniane wymagania dobrej praktyki ma określić minister środowiska, ale zanim to zrobi, działa art. 3 ustawy nowelizacyjnej – uznaje on, że do 31 grudnia tego roku gospodarka leśna nie narusza ww. zakazów, jeśli jest prowadzona na podstawie planów poddanych strategicznej ocenie oddziaływania na środowisko (a plany urządzenia lasu są poddane takim ocenom).

Prace w LP są więc prowadzone zgodnie z obowiązującymi przepisami ochrony przyrody, w tym ochrony gatunkowej ptaków. Co ważniejsze, nic się w tej mierze nie zmieniło! Taka sama derogacja dla gospodarki leśnej obowiązywała do początku tego roku po nowelizacji z 21 grudnia 2015 r. ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie. Jeszcze wcześniej dopuszczone przez ustawę odstępstwa wprowadzało dla gospodarki leśnej w odniesieniu do konkretnych gatunków (poza ptakami objętymi ochroną strefową) rozporządzenie ministra środowiska.

W Lesie Bawarskim, gdzie postawiono na ochronę bierną, las odnawia się i pojawia się młode pokolenie? Tak, ale jakim kosztem – m.in. masowego odstrzału zwabianych do zagród jeleniowatych, by nie zgryzały młodych drzewek, co trudno zakwalifikować jako „naturalny proces”.

Zbieg przepisów ustaw, rozporządzeń ministra środowiska, obowiązujących nadleśnictwa PUL oraz wewnętrznych regulacji LP (np. „Instrukcji ochrony lasu”) gwarantuje, że leśnicy należycie dbają o chronione gatunki, także ptaków. Ogólna derogacja jest natomiast rozwiązaniem racjonalnym: teoretycznie można by przecież pozyskiwać drewno tylko jesienią i zimą, lecz w praktyce nie sposób wyobrazić sobie półrocznego przestoju, czy to z powodów przyrodniczych (jak w Puszczy Białowieskiej, gdzie pilnie trzeba było rozpocząć zabezpieczanie szlaków i realizację PZO), czy gospodarczych (przemysł drzewny, stanowi jedną z ważniejszych gałęzi polskiej gospodarki). Tak samo niewyobrażalne byłoby każdorazowe występowanie przez nadleśnictwa o zgodę na odstępstwo od zakazów, co całkowicie sparaliżowałoby regionalne dyrekcje ochrony środowiska.

Temat szkodliwego  wpływu prac leśnych, prowadzonych zgodnie z zasadami sztuki, na lęgi i populacje ptaków praktycznie nie istnieje w fachowej literaturze o awifaunie. Nie można tu nawet odwołać się do zawsze pomocnych „amerykańskich naukowców”. W zestawieniu danych z różnych źródeł w portalu Sibley Guides jako główne przyczyny śmierci ptaków w USA wskazywane są uderzenia w okna (grubo ponad 900 mln rocznie!), polujące koty, kable wysokiego napięcia, zderzenia z autami.
Ani słowa o gospodarce leśnej. Scott Haulton z Departamentu Leśnictwa w rządzie stanowym Indiany (USA) odnalazł w 10 głównych amerykańskich periodykach o ptakach (od początku lat 90. do 2008 r.) w sumie 35 artykułów naukowych o czynnikach wpływających na zasiedlenie gniazda i wyprowadzenie lęgu. Żaden nie wskazywał gospodarki leśnej, choć autorzy prowadzili badania w lasach gospodarczych.

Eksperyment bez konsekwencji?  
Czy pozostawiona „procesom naturalnym” Puszcza Białowieska przeżyje? Tak, tylko nie będą to procesy do końca naturalne przy tej wielkości ekosystemu zewsząd poddanego oddziaływaniu ludzi, a w ich wyniku, co uprawdopodobniają badania m.in. naukowców z SGGW, IBL oraz inwentaryzacji prowadzonej od 2016 r. przez LP, Puszcza ujednolici się i zubożeje gatunkowo na bardzo długi czas.Jej struktura wiekowa zostanie mocno zachwiana: będzie to stary las, zapewniający dobre warunki wielu gatunkom związanym z martwym drewnem, lecz do czasu – aż zabraknie „świeżego” martwego drewna.

Czy w przywoływanym często Lesie Bawarskim, gdzie postawiono na ochronę bierną, las odnawia się i pojawia się młode pokolenie? Tak, ale jakim kosztem – m.in. masowego odstrzału zwabianych do zagród jeleniowatych, by nie zgryzały młodych drzewek, co trudno zakwalifikować jako „naturalny proces”.

Czy pozostawiona sama, z tysiącami hektarów zamarłych drzewostanów, Puszcza przyciągnie turystów (nie garstkę badaczy i ekologów) i da zarobić miejscowym? Możliwe, o ile zainwestujemy najpierw wiele milionów w mało „naturalne”, a raczej dość współczesne atrakcje, by przyciągnąć ludzi i przekonać, że warto oglądać suche świerki, ryzykując przy okazji bardziej niż w typowym lesie. Czy cała polska część Puszczy Białowieskiej może być parkiem narodowym? Tak, tylko czy budżet chce ponosić ten ciężar, czy samorządy się zgadzają, czy turyści zaakceptują koniec swobodnych wędrówek po Puszczy?

W Puszczy Białowieskiej możliwe są różne rozwiązania, ale… jakie będą konsekwencje, jaki to będzie miało wpływ na las, na okolicznych mieszkańców, kto to zrobi, kto za to zapłaci – to jest ta druga, mniej atrakcyjna część, której niemal zawsze brakuje w przekazach ekologów, o którą nie pytają media i która wobec tego nie zastanawia przeciętnego Kowalskiego.